guma turbo słodycze z lat 90 tych

Słodycze z lat 90-tych czyli pyszna podróż w przeszłość

Słodycze z lat 90-tych to cała gama łakoci, które nie są już dostępne na rynku. Wielu osobom kojarzą się ze szkolnymi sklepikami i pierwszymi samodzielnymi zakupami. Były słodkie i zapakowane w jeszcze postsocialistyczne, ale już dosyć krzykliwe papierki. Promowano je za pomocą reklam, po których widać było, że ich twórcy stawiają pierwsze kroki w świecie kapitalistycznego marketingu.

Ale co to właściwie jest Kukuruku?

Niektóre sprzedawane obecnie słodycze, istniały już w czasach realnego socjalizmu. Wymienić tutaj można Pawełki. Batoniki miały zupełnie inne opakowanie i jedynie zbliżony smak. Pakowano je w dosyć zgrzebne i mało atrakcyjne wizualnie sreberko. Wnętrze smakołyków stanowiło natomiast nadzienie, którego jednym z głównych składników była… dynia (prawdopodobnie ze względu na swoją słodycz i dużą tendencję do przejmowania innych smaków).

Jeśli chodzi o wafelki w czekoladzie, w komunizmie zajadaliśmy się Prince polo i Princessami.

Końcówka dwudziestego wieku przyniosła jednak nowe produkty. Słodycze z lat 90-tych to między innymi Kukuruku. A właściwie Kouku Rouku.

Łakocie przybyły do nas z Grecji i przebojem podbiły telewizję. Ich reklama była barwna i żywa, a jej motyw przewodni zapadał w pamięci i nie chciał z niej wyjść. Do tego Kouku Rouku miało coś jak na owe czasy całkowicie innowacyjnego. Opakowanie wafelka zawierało naklejkę!

Te słodycze przez kilka lat święciły zawrotne triumfy. Szybko jednak gruchnęła wieść, że ulubione Kukuruku może być rakotwórcze. Tak właściwie to do dzisiaj nie do końca wiadomo, czy była to prawda czy jedynie bezpodstawna plotka.

Rodzice jednak nie chcieli ryzykować. Dzieci zaczęły otrzymywać kategoryczny zakaz kupowania smakołyku ze zgniłego Zachodu (a właściwie ze zgniłego Południa). Ostatecznie greckie przysmaki zniknęły z telewizji i sklepowych półek. Pozostały po nich właściwie tylko naklejki, które czasami jeszcze przez kilkanaście lat zdobiły biurka, szafki i okienne futryny.

Gumy – balonowe, kulki oraz Turbo

Końcówka PRL-u i początek lat 90-tych kojarzy się między innymi z gumami Donald. Był to swoisty hit. Klientów – głównie dzieci – kusił owocowy smak. Dodatkowym atutem była możliwość puszczania balonów, a wisienkę na torcie stanowiła historyjka. Każde opakowanie zawierało bowiem krótki komiks z przygodami jednego z bohaterów Walta Disneya.

Dla milionów Polaków ulubione słodycze z dzieciństwa to też często gumy rozpuszczalne. Momentami wyprzedzały pod względem popularności nawet swoje balonowe odpowiedniki.

Z prostego powodu. Jak sama nazwa wskazuje, rozpuszczały się. Nie było więc ryzyka, że małe dziecko po połknięciu nabawi się niestrawności.

Jedną z najpopularniejszych odmian gum rozpuszczalnych były kulki. Oczywiście na opakowaniu widniała zupełnie inna nazwa, ale tą nikt się nie przejmował. No może oprócz właścicieli sklepików szkolnych, którzy musieli uzupełniać zapasy.

Gumy kulki były sprzedawane w podłużnych opakowaniach, a ich niekwestionowany atut stanowiły kolory. Każda guma smakowała tak samo, ale jednocześnie różniła się od sąsiadek barwą. To przyciągało, przyciąga i będzie przyciągać uwagę dzieci.

Jeszcze większą furrorę zrobiły gumy Turbo. Podobnie jak Kukuruku i Donaldy ich opakowanie zawierało cenną wkładkę. Tym razem był to papierek przedstawiający zdjęcie auta, w dziewięćdziesięciu procentach wypadków całkowicie nieosiągalnego dla Polaka z tamtej dekady.

Te historyjki były cennymi przedmiotami kolekcjonerskimi (i w sumie są nadal – niektórzy dalej je zbierają i czasami sprzedają za niezłe pieniądze).

Abstrakcyjne słodycze z lat 90-tych – lody ciepłe i wodne

Jednym z bardzo dziwnych wynalazków końca PRL-u były ciepłe lody. W niektórych sklepach można je kupić i dzisiaj.

Na wszelki wypadek lepiej wyjaśnić, czym jest to kuriozum.

Otóż ciepłe lody to swojego rodzaju oszustwo. Jest to pianka spożywcza umieszczona w rożku od lodów i pokryta polewą czekoladową (albo jeszcze częściej czekolado-podobną).

Rodzice kupowali je dzieciom, kiedy te chciały loda, a na przykład były nie do końca zdrowe. Czy ktoś je lubił? Ciężko powiedzieć. Na pewno jednak dzieci jadły ciepłe lody, kiedy akurat nie mogły liczyć na nic innego.

Najmłodsi całkowicie z własnej woli kupowali natomiast lody wodne. Cóż to było?

Zasadniczo woda z odrobiną cukru i barwnika spożywczego. Sprzedawana w formie sopla w papierku. I tutaj nie da się podkreślić wystarczająco mocno. Te produkty nie miały absolutnie nic wspólnego ze współczesnymi sorbetami.

Te ostatnie wyrabiane są z żywych owoców, albo przynajmniej z soków. Lody wodne natomiast były kolorową wodą w zamarzniętym papierku. Czy ktoś je kupował? Jak najbardziej. Można wręcz powiedzieć, że szły jak woda.

Po pierwsze Polacy lat dziewięćdziesiątych byli wygłodniali wszelkiego rodzaju innowacji. Po drugie, lody wodne posiadały jedną niezwykle istotną zaletę. Była nią cena. Oczywiście przystępna. Może nie aż tak niska, jak wskazywałyby na to użyte produkty, ale jednak niska.

Słodycze z lat 90-tych znacząco różniły się od tego, co widzimy na sklepowych półkach dzisiaj. Polacy byli przyzwyczajeni raczej do niedoboru, a nie obfitości. Dlatego wszelkie nowe produkty budziły ciekawość i otwierały niezbyt zasobne portfele. Kapitalizm tej epoki był autentycznie dziki. Dlatego do obiegu niekiedy wchodziły produkty, które były wątpliwe zarówno pod względem składu, jak i stosowanego marketingu. Były jednak nowe i często i tak o wiele lepsze niż to, co można było nabyć w dobie PRL-u.

Podobne wpisy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *